Jak wiecie podczas podróży kocham poznawać kuchnie świata i próbować regionalnych przysmaków.
Tak było i tym razem, w Szanghaju, gdzie jak wiecie poleciałam na SIAL 2018 – największe na świecie targi gastronomiczne ( poczytajcie TUTAJ ).
Chciałam poznać jak najwięcej smaków Chin, spróbować jak najwięcej, dowiedzieć się jak najwięcej o kuchni chińskiej.
Bo prawdziwa kuchnia chińska, to nie ta kuchnia, którą my znamy z popularnych na mieście chińskich knajpek.
Prawdziwa kuchnia chińska jest o wiele bogatsza i często kryje w sobie składniki, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia.
Kuchnia chińska różni się zdecydowanie w zależności od regionów i mimo niektórych cech wspólnych ( jak np. dużej ilości warzyw wykorzystywanych w przyrządzaniu dań ) różnice w smakach, używanych składnikach, przyprawach i sposobach przyrządzania są bardzo duże.
Jest popularna na całym świecie, głównie za sprawą licznych imigrantów z Chin.
Ewoluowała w różnych rejonach świata, dostosowując się do lokalnych smaków, stąd jej niezwykła różnorodność.
PODZIAŁ KUCHNI CHIŃSKIEJ
Kuchnię chińską w zależności od regionu możemy podzielić na:
KUCHNIA PEKIŃSKA
Jest kuchnią północnych Chin, opiera się na tradycjach kulinarnych z prowincji Hebei i Szantung.
Najbardziej popularnymi daniami są pszenne bułeczki gotowane na parze ( dim-sum) oraz wszelkiego rodzaju makarony z dodatkami. Dania przygotowane na bazie ryżu należą do rzadkości.
Wpływ na tę kuchnię w przeszłości w dużej mierze mieli Mongołowie wprowadzając do “menu” dania mięsne smażone i grillowane.
KUCHNIA KANTOŃSKA
Kuchnia południowych Chin, z okolic Hongkongu i Kantonu.
Jest to jedna z tych najardziej znanych na Zachodzie, wykorzystująca głównie ryż i drobno posiekane składniki błyskawicznie smażone w woku, tzn. stir-fries
W morskich regionach dominują potrawy z ryb i owoców morza.
KUCHNIA SZANGHAJSKA
Kuchnia wschodnich Chin, charakterystyczna w Szanghaju, Suzoh, Hangzhou i Nankin.
Charakteryzująca się bardziej słodkim niż w innych regionach smakiem potraw – wszystko to za sprawą brązowego cukru dodawanego często również do dań mięsnych.
Słynie z owocow morza i ryb.
O niej opowiem Wam więcej poniżej.
KUCHNIA SECZUAŃSKA
Kuchnia zachodnich Chin.
Bardzo pikantna, często wędzona, w dużej mierze oparta na daniach z wołowiny.
KUCHNIA HUNAŃSKA
Kuchnia regionów centralnych, położonych wzdłuż rzeki Jangcy, ryżowego zagłębia Chin.
Charakteryzująca się daniami bardzo pikantnymi, opartymi własnie w dużej mierze na ryżu.
KUCHNIA FUKIEŃSKA
Kuchnia południowo-wschodnich Chin, znanych w fatastycznych pierżków, enialnych zup i przepysznego sosu sojowego.
KUCHNIA SINCIANG
Kuchnia północno-zachodnich Chin, najbardziej odmienna, w której widzimy znaczny wpływ Azji Środkowej.
Nie ma ryżu, używane są głównie różne zboża.
Nie jada się wieprzowiny, ze względu na panujący w niektórych regonach islam.
Stosuje się gotowanie na wolnym ogniu w glinianych garnkach.
KUCHNIA NYONYA
Odmiana kuchni chińskiej spotykana nie w samych Chinach, a w Malezji i Singapuerze, będąca skrzyżowaniem upodobań smakowych chińskich i malezyjskich.
KUCHNIA CHAOHOU
Kuchnia regionu Chaoshan, słynąca z cudownych owoców morza i wykwintnych , delikatnych dań.
Jedzenie dla Chińczyków jest pewnego rodzaju świętością, a każda uroczystość i ważny moment w życiu Chińczyka jest nierozerwalnie związany z jedzeniem.
Często chińskie pozdrowienie ‘ni hao’ zastępowane jest ‘czy jadłeś już ryż’.
NAJBARDZIEJ POPULARNE SKŁADNIKI KUCHNI CHIŃSKIEJ
Są to oczywiście:
* tofu
* sos sojowy
* pieprz seczuański
* sos hoisin
* sos ostrygowy
* ocet ryżowy
KILKA NAJCIEKAWSZYCH DAŃ KUCHNI CHIŃSKIEJ:
KACZKA
Sztandarowym daniem kuchni pekińskiej jest oczywiście kaczka, przyrządzana dwuetapowo, co czyni ją idealnym dwudaniowym obiadem.
Szczególną dbałość szefowie kuchni przywiązują do odpowiednio długiego czasu schnięcia mięsa.
Po czym poznać tę doskonałą kaczkę po pekińsku? Po wspaniałej, chrupiącej skórce i nieziemsko soczystym wnętrzu.
Najpierw zostanie nam zaserwowane mięso z dodatkiem gęstego, aromatycznego sosu oraz cieniutkich naleśników.
Po skończonym posiłku podana zostaje zupa ugotowana na kościach oraz nie podanych wcześniej części kaczki.
Wyjątkowy smak danie to zawdzięcza specjalnemu sposobowi hodowli ptaków – zwierzęta karmione są wyłącznie zbożem oraz pastą sojową.
KURCZAK GONGBAO
Kolejnym , dobrze znanym miłośnikom kuchni chińskiej daniem jest kurczak gongbao.
Jak na danie pochodzące z Syczuanu jest wyjątkowo łagodne w smaku, dlatego można je polecić nawet tym, którzy boją się pikantnych dań charakterystycznych dla kuchni seczuańskiej.
Obok mięsa, głównym składnikiem dania są orzeszki ziemne zamarynowane z plastrami imbiru oraz rozgniecionymi ząbkami czosnku.
Jednak w rękach zdolnego szefa kuchni te proste składniki, gdzieś tam z pozoru do siebie niepasujące łączą się w harmonijne danie, które zadowoli każdego smakosza.
TRZY GŁOWY YANGZHOU
Pod tą nieco dziwną nazwą kryją się trzy dania, stanowiące esencję kuchni szanghajskiej.
Pierwszą głową jest dość duży klops/pulpet gotowany w glinianym naczyniu z dodatkiem czerwonego sosu (jest to wywar z sosu sojowego połączony z imbirem, czosnkiem oraz kilkoma innymi dodatkami).
Na początku może się on wydawać nieco rozgotowany, jednak taka konsystencja ułatwia jedzenie przy pomocy pałeczek.
Drugą głową jest duszony łeb karpia z dodatkiem sera tofu.
Ostatnim zaś elementem trzech głów jest świńska głowa gotowana podobnie jak klops z wykorzystaniem wspomnianego już sosu.
STULETNIE JAJA
Tak jak w Europie znawcy win po smaku oraz aromacie potrafią ocenić i zakwalifikować poszczególne alkohole, tak w Chinach łatwo trafić na prawdziwych pasjonatów „stuletnich jaj”.
Podobno powołując się na swoje doświadczenie potrafią ocenić szlachetność tego jakże niecodziennego dania.
Stuletnie jaja to ugotowane na twardo kurze jajka, które przez okres od kilku tygodni do kilkunastu lat leżakują w mieszance wapna, herbaty, soli oraz gliny.
Następnie po około 100 dniach są gotowe do jedzenia.
“Legenda” głosi, że otrzymanie takiego jaja od chińskiego gospodarza jest niezwykłym zaszczytem, ponieważ częstuje się nimi jedynie gości honorowych.
REKIN
Na wystawnych bankietach często pojawiają się dania zupełnie nam obce i do takich z całą pewnością należy zupa z płetw rekina.
Pomimo licznych sprzeciwów związanych z metodami połowu, nadal wśród najbogatszych Chińczyków cieszy się ona niesamowitą popularnością.
Ceniona jest raczej przez wzgląd na konsystencję oraz właściwości niż smak, jednak obecnie jest ona niemal nieodzownym elementem wytwornych przyjęć.
HERBATA
Według legendy, buddyjski mnich Bodhidharma wyciął sobie powieki, aby dłużej móc medytować bez snu.
Następnie zakopał je w ziemi, gdzie po kilku dniach wyrosły herbaciane krzewy.
Chińczycy pokochali pobudzający napar z suszonych liści, i obecnie stanowi on integralny element miejscowej kultury.
Jako dodatki zazwyczaj stosuje się płatki kwiatów, suszone owoce lub elementy różnego rodzaju roślin.
Od wielu wieków zwolennicy tradycyjnych metod leczniczych przekonują, iż odpowiednio dobrany do schorzenia napar ma moc wyleczenia niemal każdej choroby.
A CO JA JADŁAM W SZANGHAJU?
Tak jak obiecałam ja opowiem Wam więcej o tej kuchni, z którą spotkałam się w Szanghaju.
Ci z Was, którzy obserwują mojego Instagrama i Instastory dobrze już pewnie wiedzą, że nie zawsze było pysznie i nie zawsze było kolorowo.
Nasz pierwszy posiłek w Szanghaju zjedliśmy w restauracji, nie tej ulicznej, ale takiej “normalnej”. ( chociaż czy widok śpiących na stole kelnerek można nazwać normalnym?! ).
Pierwsze co zaskoczyło nas przy składaniu zamówienia to, to, że obsługa w ogóle się nie uśmiecha.
Nie próbowała zachęcać, doradzać, a wręcz przeciwnie – mieliśmy wrażenie , że Pani kelnerka obsługuje za kare.
No, ale nie o obsłudze mam Wam tu opowiadać, a o jedzeniu.
Na pierwszy ogień na nasz stół trafiły KREWETKI, WOŁOWINA W SOSIE, “GULASZ” Z TOFU, ZUPA Z GRZYBAMI , NOODLES i SAŁATKA Z BOK CHOY.
Smakiem zdecydowanie wygrała wołowina, natomiast zupa z grzybami jak dla mnie okazała się zbyt kwaśna i zbyt tłusta.
Targi, sklepy i stragany pełne są warzyw, owoców, grzybów, ziół, pestek oraz jajek.
Można znaleźć tam produkty, o których istnieniu nie miałam pojęcia!
To taki kulinarny raj, do którego wchodząc nie chce się wyjść, a buzia sama się uśmiecha!
Przynajmniej wtedy tak miałam! ;)
Próbowaliśmy! Smakowaliśmy! Wąchaliśmy!
I choć “przygód”, które nie raz mieliśmy z otrzymanym posiłkiem nie zniechęcaliśmy się do smakowania dan z ulicznego Street foodu.
ŚNIADANIA W SZANGHAJU
Na spokojne śniadania przy stole nie mieliśmy kompletnie czasu!
Zwykle kupowaliśmy coś, co da się zabrać do ręki, a potem przedzieraliśmy się przez niesamowicie zatoczony ( również z samego rana ) Szanghaj.
Chińczycy natomiast celebrowali śniadania na ulicach!
Tłumy “okupowały” uliczne stragany, a z budek do naszych nosów docierały obłędne zapachy!
Zwykle były to dania mączne – od przeróżnych PIEROŻKÓW począwszy na NALEŚNIKACH skończywszy!
Pierożki zarówno te smażone, jak i te na parze podbijały moje serducho i były naprawdę wspaniale w swej prostocie.
Z całą pewnością będą próbowała zrobić coś takiego w domu!
Niemiłym zaskoczeniem natomiast okazał się naleśnik, który marzył mi się w słodkiej postaci, a okazał się zapychającym słonym plackiem wysmarowanym pastą z sosu sojowego z dodatkiem mącznego palucha przypominającego ogromny, hiszpański churros .
A tak mi się marzył dżem truskawkowy! ;)
Miejsc, gdzie można zjeść śniadanie nie trzeba było długo szukać!
Baaa! W sumie to wcale nie trzeba było szukać, bo bladym świtem stoiska pojawiały się przy każdej ulicy jak grzyby po deszczu!
Dla mnie, blogerki kulinarnej to był cudowny widok i coś naprawdę fascynującego!
Ta różnorodność dań! Te zapachy! Te smaki! Wow!
CHIŃSKI BAZAR
Przedzierając się przez tłumy jedzących chińczyków i zmierzając w kierunku szanghajskiego metra mogliśmy zobaczyć wielki chiński bazar.
Produkty sprzedawane były zarówno na zewnątrz, jak i w hali.
Warunki przechowywania przerażały, a mięsa wystawione na ladę w 30 stopniowym upale ( bez żadnej chłodni! ) wywoływały ciary na rękach!
KOLACJE W SZANGHAJU
W ciągu dnia przebywaliśmy w miejscu, gdzie miały odbyć się Targi SIAL 2018, a potem już na targach, dlatego też nie mieliśmy czasu jeść obiadów i zastępowaliśmy je szybkimi przekąskami – świeżutkie pierożki dim-sum, duża ilość pepsi, a nawet wielki kubek popularnej zupki chińskich – dawało radę,
Jedzeniowe zaległości nadrabialiśmy za to wieczorami albo późną nocą.
Jak wiecie z mojego Instagrama nie zawsze było pysznie i to właśnie w Szanghaju zjadłam najgorszą rzecz w swoim życiu!
Wieczorami na street foodzie królowały ryby, owoce morza, przeróżne mięsa ( łącznie w kurzymi łapkami, racicami świni i częściami ciała zwierząt, o których nie miałam pojęcia że nadają się do jedzenia ).
Ogień buchał znad grilla, przez co ślinka ciekła coraz bardziej i tak naprawdę człowiek sam nie wiedział co chciałby zjeść!
A jedzenia było naprawdę do wyboru do koloru.
Dania smażone, na parze, duszone, pieczone, różnego rodzaju lody, koktajle i świeże owoce.
Każdy miał szansę wybrać coś dla siebie!
To właśnie podczas jednego z takich nocnych spacerów zjadłam jedne z najlepszych ( albo może nawet najlepsze! ) zupy w swoim życiu!
Jedna z fantastycznymi, soczystymi, mięsnymi pierożkami wonton, a druga pełna owców morza i świeżych warzyw.
Obie tak genialnie doprawione, że przy każdej łyżce mówiłam tylko WOW!
Bulion cudowny! Dodatki jeszcze lepsze!
Ciekawostka!
Ps. Drugiego dnia wracając o 24 z przygotowań do targów zastaliśmy otwarte przy naszym hotelu stoisko ze street foodem.
Wystawione na stole produkty zaskakiwały i zachęcały do wypróbowania.
Postanowiliśmy zdać się jednak na “szefową kuchni” i zaufać jej smakom, prosząc o przyrządzenie czegoś pysznego.
Ogień przy woku buchał, glutaminian sodu sypał się garściami, a naszym oczom powolutku ukazywały się kolejne dania.
Przerażające były jednak warunki przygotowania, bo np. rękawiczek do krojenia surowego mięsa nikt tam nie używa, a kurczak myty w misce pod stołem troszkę spotęgował nasze obawy.
Ale co tak! Raz kozie śmierć!
Na stole ukazały się już wszystkie dania – kilka rodzajów makaronu i kilka mięs.
I tak jak makaron okazał się genialny, tak kurczak usmażony ze wszystkimi kośćmi jakie posiadał był zdecydowanie “trudny” do zjedzenia.
Ostatnie danie było jednak zagadką. Zagadką, której chyba wolelibyśmy nie rozwiązać.
Jak się potem okazało na naszym talerzu (a i w buzi! ) wylądowały PIG EARS – ŚWIŃSKIE USZY!
Nie było to dobre, a zdecydowanie gorsze stało się jeszcze po tym jak dowiedzieliśmy się, że to właśnie to.
Tej nocy już nit nie był głodny.
Bardzo polubiliśmy natomiast dania z grilla w formie szaszłyków przygotowywane również w licznych budkach!
Nabite na szpadki mięsa, warzywa oraz grzyby zachęcały do spróbowania!
Mieliśmy okazję posmakować fantastycznego KURCZAKA, OŚMIORNICY, BAKŁAŻANÓW, GRZYBÓW, WIEPRZOWINY ….. oraz …. jak się później okazało ŚCIĘGIEN ŚWINI!
To jedzenie własnie pokazywało, że w Chinach nic się nie zmarnuje!
Fajnie natomiast było oglądać przy pracy kucharza, który w błyskawicznym tempie na naszych oczach grillował nam wybrane składniki.
Te dania zawsze cieszyły się ogromną popularnością i nierzadko kiedy musieliśmy czekać w kilkunastoosobowej kolejce.
Ale powiem Wam, że było warto!
NAJGORSZA RZECZ JAKĄ W ŻYCIU JADŁAM!
Mówi się, że najlepsze zostawia się zawsze na koniec.
Jeśli chodzi o nasze jedzenie w Szanghaju to na końcu przyszło właśnie to najgorsze.
Będąc z chłopakami na Starym Mieście i spacerując jego uliczkami w poszukiwaniu pamiątek poczułam straszny smród.
Smród spotęgowany do tego stopnia, że nie byłam w stanie swobodnie oddychać ( a do wrażliwców raczej nie należę ).
Z naciągniętymi na usta koszulkami podeszliśmy bliżej tłumu, który “roił” się wokół ulicznej budki zajadając ( wydawało mi się ze smakiem ) coś z papierowych miseczek.
My też postanowiliśmy spróbować, no bo przecież skoro takie tłumy jedzą – to pewnie jest to coś pysznego!
Tym czymś okazał się azjatycki przysmak STINKY TOFU – CUCHNĄCE SMAŻONE TOFU.
Stinky tofu jest takim narodowym przysmakiem zarówno w Chinach, jak i Tajwanie. Taka wręcz kulinarna obsesją Azjatów!
Wykonane jest ze świeżego tofu, moczonego w solance z mleka, mięsa czy warzyw, a receptury są głęboko skrywaną tajemnicą.
Zapachem przypomina gnijące mięso, stare ryby, śmierdzące skarpetki i szambo, a można je przygotować na wiele sposobów – z grilla, gotowane, duszone czy smażone na głębokim tłuszczu ( my mieliśmy właśnie smażone ).
Mimo kilkukrotnych prób zjedzenia tego, żadnemu z nas się to nie udało!
Niestety, ale nie byliśmy w stanie w całości przełknąć tego jakże cuchnącego przysmaku.
Kompletnie nie rozumiem fascynacji tym produktem i jak dla mnie była to najgorsza rzecz jaką w życiu jadłam – zarówno w smaku, zapachu, jak i konsystencji.
Smród towarzyszył mi jeszcze przez cały wieczór i nawet kąpiel nie pomogła pozbyć się z ciała tego odpychająego zapachu!
Nie żałuję, że spróbowałam, ale nie spróbuję już nigdy więcej!
Z całą pewnością nie będę miłośniczką stinky tofu!
A Wy?
Czego już nigdy więcej nie zjecie?
No Comments